Niech ten szczególny czas
Świąt Bożego Narodzenia
będzie dla Was okazją
do spędzenia miłych chwil
w gronie najbliższych,
w atmosferze pełnej miłości
i wzajemnej życzliwości
a Nowy Rok stanie się czasem
spełnionych marzeń i nadziei.
Od poprzedniego wpisu minął już ponad miesiąc, a jego temat nie stracił ani trochę na aktualności. No i muszę powiedzieć, że chociaż jeszcze nie wszystko, to już sporo rzeczy udało się zrobić. Pierwsza część generalnego remontu zakończyła się powodzeniem. Zdobyliśmy trochę doświadczenia, tak że jak za trzy lata będziemy robić remont własnego mieszkanka (wprowadzamy plan trzyletni;) ) to już dużo rzeczy będziemy wiedzieć i niewiele będzie w stanie nas zaskoczyć. Przede wszystkim – co jest przykre – okazuje się, że ekipie remontowej trzeba patrzeć na ręce niezależnie od tego jak dobrze pracuje. Nasi panowie, którzy przez większą część czasu radzili sobie bardzo dobrze, a montowanie grzejników, układanie kafelek i cała reszta szła im sprawnie, na koniec bardzo nas rozczarowali. Chcąc skończyć w terminie przyspieszyli pracę, co nie do końca korzystnie odbiło się na jakości wykonania. No cóż, człowiek uczy się całe życie, więc następnym razem będziemy wiedzieć, że nad panami remontującymi trzeba stać i patrzeć im na ręce… Niestety. Tak czy inaczej, ta część remontu już za nami. Teraz zostało cyklinowanie, wymiana okien i malowanie ale to już po naszym wielkim dniu;) Teraz nie mamy czasu i marzymy już tylko o podróży poślubnej (chociaż jeszcze nie wiemy gdzie pojedziemy :) ) i o odpoczywaniu. Jednak ciężko jest robić remont jednocześnie pracując i organizując ślub:/
A przygotowania do ślubu idą pełną parą. Dzisiaj podobnie jak co tydzień jedziemy do Jasła - będziemy wybierać potrawy i ciasta a także wino i inne napoje;) Moja sukienka jest już prawie uszyta, buty udało się kupić i umówić wizytę u fryzjera i kosmetyczki. Poćwiczyliśmy już nawet pierwszy taniec. Na szczęście mamy tyle zajęć, że jeszcze nie zdążyliśmy się zacząć stresować. Miejmy nadzieję, że tak nam zostanie do samego końca:)
Wydarzeń polityczno - ogólnoświatowych ostatniego miesiąca było trochę. Można nawet powiedzieć, że był to burzliwy miesiąc. Tak więc olimpijski spokój nie opanował świata wraz z rozpoczęciem igrzysk w Pekinie, co nas specjalnie nie zaskoczyło. Zachowanie Rosji wykorzystującej moment, gdy oczy świata, zwrócone są w nieco innym kierunku, niż ona sama, też specjalnym zaskoczeniem nie jest. Nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni. Nie zaskoczyła nas również reakcja „starej” Unii na wydarzenia w Gruzji. No cóż, zbyt dużo interesów ma Unia na wschodzie, a taki drobiazg jak importowany z Rosji gaz skutecznie paraliżuje jakiekolwiek reakcje zachodnich polityków. Szkoda tylko, że w najmniejszym stopniu nie biorą oni pod uwagę zdecydowanej postawy państw, które z Rosją miały więcej do czynienia, nie koniecznie z własnej woli i inicjatywy. Tak więc na tym polu również nie zostaliśmy zaskoczeni. A wracając na własne podwórko - jak zawsze sukces ma wielu ojców. Tak więc odpowiedzialnych za sukces negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej (chociaż tak naprawdę nie do końca wiadomo co w tym wypadku słowo „sukces” oznacza) mamy całe tłumy. Za to do odpowiedzialności za niekorzystną sytuację w stoczniach nikt nie chce się przyznać. Czyli tu także jak zawsze i nic nowego. Eh… i tak się czasem zastanawiamy czy jednak może w końcu zostaniemy zaskoczeni – chociaż tak troszkę, odrobinkę. Na razie testując weselne winko, skręcając szafeczki do łazienki i wybierając kolor farby do pokoju – cały czas czekamy;)
Jest kilka powodów, dla których już dawno nie udało się nam usiąść do komputerów, żeby napisać chociaż kilka zdań. Pierwszym i chyba najważniejszym – a w każdym razie największym (:P) jest Mateusz (brat Łukasza), który właśnie nas odwiedza i zdecydowanie i całkowicie zajmuje mój komputer. Oczywiście nie jest mi jakoś szczególnie źle i przykro z tego powodu, a co więcej mam wspaniałą wymówkę, żeby w ogóle do komputera w domu się nie zbliżać :D nieźle jak na prawie uzależnionego informatyka;) Drugim, bardzo ważnym powodem naszego braku zainteresowania komputerami są ogromne ilości spraw związanych z organizacją ślubu. Bo przecież trzeba było zamówić zaproszenia i obrączki. Wybrać resztę stroju Łukasza, rozejrzeć się za moimi butami i całą resztą niewielkich ale jakże istotnych drobiazgów. W rezultacie obrączki zostały zamówione, zaproszenia odebrane z drukarni, garnitur Łukasza jest już w komplecie i tylko moich butów jak nie było tak nie ma:( Eh…
Poza tymi wszystkimi rzeczami, których i tak jest sporo - biorąc pod uwagę, że wszystko załatwiamy po pracy czyli mniej więcej od 17 – właśnie przymierzamy się do generalnego remontu. Wymiana płytek, malowanie, cyklinowanie czyli tak zwany remont generalny… Eh zobaczymy jak nam to wszystko pójdzie…
Na razie jednak na weekend wybieramy się podobnie jak w zeszłym tygodniu do Jasła. Tym razem już sami:( Szkoda, bo ostatni weekend, w który udało nam się wszystkim spotkać – jako, że Jurek i Asia też oderwali się na chwilę od pracy - był bardzo miły i w końcu pozwolił nam nie w biegu pogadać o wszystkim i o niczym, pośmiać się i ponarzekać czyli spędzić razem trochę wolnego czasu. Wypróbowaliśmy tatowe specjały – muszę powiedzieć, że i dobre i… mocne;] Odbyliśmy zjazd rodzinny i poznaliśmy Asię i Łukasza z resztą rodzinki. Zobaczyliśmy – z niedowierzaniem – jakie duże są nasze małe kuzynki. Obejrzeliśmy całą masę sukienek, żakietów i spódnic dla mamy:) Uknuliśmy mały spisek w związku z urodzinami taty i imieninami mamy i w ogóle robiliśmy całą masę przyjemnych i nie zawsze pożytecznych rzeczy:) A w ten weekend zrobimy ognisko:D I nie żadnego grilla ale najprawdziwsze na świecie ognisko:D A potem jak zwykle w poniedziałek znowu pójdziemy do pracy…
No to udało mi się włączyć komputer:) Teraz już nie muszę robić tego codziennie:) Teraz w ogóle nie muszę tego robić – no chyba, że mam ochotę pobuszować na naszej klasie albo poczytać artykuły na Gazecie albo pogadać na gg… nieeeeeeee na to nie mam ochoty – lepiej na żywo:D No w każdym razie dni kiedy spędzaliśmy przy klawiaturze po 19 godzin odeszły bezpowrotnie gdyż od piątku obydwoje z Łukaszem jesteśmy MAGISTRAMI INŻYNIERAMI:D Tak, tak:D W końcu nam się udało:D Trzy piękne obrony (bronił się z nami Genek) i jesteśmy wolni:D W piątek wieczorem spełniliśmy swoje magisterskie obowiązki – grill na miasteczku mimo deszczu, wiatru i ogólnie paskudnej pogody udał się wspaniale. Udało nam się pozbyć całego naszego dorobku w postaci kolokwiów z „Baz danych”, „Baz danych II” i „Języków formalnych”, które specjalnie na tę okazję zostały przyniesione przez mojego promotora:) Każdy miał szansę osobiści spalić w grill’owym ogniu swoje własne wypociny…
W sobotę natomiast po południu postanowiliśmy wybrać się do domu i pochwalić osobiście naszym wspaniałym sukcesem. Wzięliśmy ze sobą oczywiście nasze prace (żeby były dowody rzeczowe;) i magistersko-inżynierskie kaski, które dzień wcześniej dostaliśmy od Jurka i Asi. No i trzeba przyznać, że kaski zrobiły furorę zarówno w domu jak i na grillu dzień wcześniej;)
Weekend upłynął nam więc bardzo miło na leniuchowaniu i nic nie robieniu:) Opychaliśmy się dobrymi rzeczami przygotowanymi przez mamę a poza tym malinami i czereśniami, których zjedliśmy ogromne ilości;) I aż żal było wracać do Krakowa i do pracy…
Eh i nadal nie dociera do mnie, że po przyjściu z pracy nic już nie muszę robić… W każdym razie już oficjalnie i bezdyskusyjnie zakończyliśmy ostatni etap naszej edukacji i w końcu możemy się bezkarnie nudzić - przynajmniej przez jakiś czas:D
Wszystkim którzy choć w najmniejszym stopniu przyczynili się do naszego sukcesu bardzo dziękujemy :)
Jest piękny, słoneczny, czerwcowy dzień a my siedzimy sobie w domu i piszemy. Trochę nam szkoda, że nie możemy spędzić tego czasu na zewnątrz, ale miejmy nadzieję, że już niedługo. Na razie ja piszę pracę, a Łukasz jako, że już swoją skończył (!!), zabrał się za przygotowywanie opracowań na egzamin magisterski. Z głośników leci Edith Piaf, mamy pyszną kawę a zza okna dobiegają dźwięki leniwego gorącego niedzielnego popołudnia...
Ostatnie dni minęły nam przy klawiaturze - albo w pracy, albo w domu przy magisterce. Do końca zastał już tylko miesiąc, więc trzeba się ostro sprężyć, zwłaszcza, że jeszcze trochę do zrobienia zostało. A w międzyczasie przecież musimy zdać egzamin magisterski i zdobyć zaliczenie z „Metod formalnych w informatyce”. Następne tygodnie będą więc ciężkie i wyczerpujące. Miejmy nadzieję, że za miesiąc będziemy mogli leżeć na trawce, wygrzewać się w słoneczku, chlapać na basenie, no i nie wiem co jeszcze, ale na pewno coś wymyślimy;) Na razie opychamy się lodami i innymi dobrymi rzeczami poprawiającymi humor i zwiększającymi zapał do pracy. No i byle przetrwać do lipca….:)
No i znowu zanim zdążyliśmy się obejrzeć jest piątek. Tydzień minął nam trochę na pracy, trochę na przyjemnościach no i trochę na zakupach. W sobotę bardzo spontanicznie, bo w ciągu godziny umówiliśmy się na spotkanie z ludźmi z roku. Mimo całkowitej spontaniczności i krótkiego czasu na decyzję frekwencja dopisała i wieczór spędziliśmy bardzo miło - na początku w Re, a potem oczywiście na Chopina:)
We wtorek natomiast zrobiliśmy niespodziankę mojemu młodszemu starszemu bratu i Krecikowi (współlokator Jurka), którzy zdecydowanie postarzeli się w ciągu ostatnich dni :P Asia się spisała, niespodzianka się udała, pokój pękał w szwach, tort był wspaniały (biorąc pod uwagę, że był pieczony w akademiku, to już w ogóle mistrzostwo), drinki smakowały pysznie a chłopakom spodobały się prezenty – swoją drogą bardzo oryginalne :P Tak więc przyjęcie niespodzinkowe okazało się pełnym sukcesem :D
Spotkanie miało również charakter symboliczny. Początek i koniec czyli pierwszy i piąty rok InfStosu razem :D A na dokładkę - solenizanci ;)
"Krecik Kopikopczyk" czyli Krecik i jego nowa koszulka:D
Miśkowi prezenty zdecydowanie się spodobały:P Chyba wiadomo co dostanie na następne urodziny :P
No i na koniec my i gospodarze :P
A po resztę zdjęć proszę się zgłosić osobiście:D
Miłym przerywnikiem w pracy były też poniedziałkowe zakupy z Baśką (a jakie dobre ciastka dostałam :D ) i wczorajsze spotkanie z kolegami Łukasza.
Poza tymi przyjemnościami oczywiście cały tydzień wypełniła nam ciężka praca. Łukaszowi w pracy a mnie w tym tygodniu wyjątkowo w domu, żeby nadgonić magisterskie zaległości, dzięki czemu powstał kolejny, dość spory fragment tekstu oraz kawałek programu, zbliżające mnie do zostania panią magister :P
No a dzisiaj dokonaliśmy wielkich zakupów czyli moich butów (nie ślubnych:P ) i w końcu po wielu godzinach poszukiwań i zwiedzeniu chyba wszystkich sklepów z „Modą Męską” w Krakowie – Łukaszowego garnituru :) No i jeszcze wybraliśmy buty, ale tu trzeba już poczekać na odpowiedni rozmiar :P Tak więc tydzień mieliśmy bardzo owocny i pracowity :P