niedziela, 30 listopada 2008

Już prawie po remoncie...

Ostatni tydzień był kolejnym wyjętym z życiorysu i wpisanym pod hasłem "remont". W poniedziałek wymiana okien, wtorek i środa cyklinowanie i lakierowanie podłóg, czwartek do dzisiaj malowanie drugiego pokoju i sprzątanie po tym wszystkim... A tak wyglądał nasz szacowny 80-letni parkiet po ostatnim remoncie przedpokoju oraz łazienki:


A tak wygląda teraz:


Tak wyglądał duży pokój:


A tak wygląda teraz:


Pokój w trakcie remontu:


I po remoncie:


Prawda, że ładnie? :)

poniedziałek, 24 listopada 2008

niedziela, 23 listopada 2008

Weekendowo

Kolejny tydzień za nami. I znowu jak poprzednio nie próżnowaliśmy. Po ciężkich pięciu dniach pracy nastał weekend. W piątek wybraliśmy się do Ani i Rafała. Na początku Ania przeegzaminowała nas specjalną ankietą testującą osobowość oraz płeć psychologiczną. No i tutaj muszę powiedzieć, że złamaliśmy wszelkie zasady wypełniania takich ankiet, które nie powinny być wypełniane zbiorowo, grupowo, na imprezie i po pysznych drinach dostarczanych nam na zmianę przez Anię i Rafała. Potem już zajęliśmy się tylko drinami i rozmowami na najdziwniejsze tematy. Jedynym przykrym elementem wieczoru było nieszczęście Krzysia, który po drodze na imprę najpierw się zgubił a potem miał stłuczkę już prawie na samym końcu trasy. Na szczęście nic nikomu się nie stało i Krzychu w końcu do nas dotarł.
Sobotę spędziliśmy na zakupach - mój komputer po 5 miesiącach "zepsucia" w końcu dostał nowiuteńką grafikę i DZIAŁA. Nie muszę chyba mówić jak bardzo się cieszę :D Wieczorem natomiast wybraliśmy się z Arkiem, Kubaxem i Kate na bilard. Szło nam różnie, raz lepiej raz gorzej. No dobra częściej gorzej :P Cóż mistrzami bilarda nie jesteśmy ;) Później poszliśmy na piwo i tu już szanse się wyrównały. W konkurencji "Picie piwa przez słomkę na czas" zespół w składzie Łukasz Arek no i ja zdecydowanie wyprzedził Kate & Kubax Team. Za to Kate okazała się niezwyciężona w pakowaniu Ariusia w śnieg (który właśnie tego dnia spadł po raz pierwszy w tym roku!). W potyczce Aruś vs Kate zdecydowanie 0:1 :P Wielkim nieobecnym okazał się natomiast Michał, który mimo naszych usilnych zaproszeń - tak, tak Łukasz długo wołał go pod oknem akademika - nie pojawił się i odwiedził nas dopiero dzisiaj:)
No a dzisiaj stworzyłyśmy z Ottawką nasze największe dzieło - dotychczas oczywiście, ponieważ planów mamy jeszcze sporo;) W końcu udało nam się obić pufy! Wyszły piękne i wspaniałe! Zdecydowanie jak kiedyś znudzi nam się bycie informatykiem (albo informatyczką - jak kto woli :P), możemy zająć się tapicerowaniem mebli :D A oto nasze wspaniałe dzieło:

niedziela, 16 listopada 2008

Jesienne zajęcia

Zima zbliża się wielkimi krokami... Podobno, bo na razie nikt jej jeszcze nie widział. Śniegu nie ma, zimno specjalnie w tym roku też jeszcze nie było - nie to co rok temu, gdy mniej więcej o tej porze lepiliśmy w parku bałwana. Tak czy inaczej zbliżanie się zimy można poznać po zmianach jakie zachodzą w naszym codziennym harmonogramie. Czas zaczyna płynąć leniwie, a my siedzimy sobie w domu, popijamy ciepłą herbatkę z sokiem aroniowym i imbirem i zajmujemy się rzeczami na które przez cały rok nie mamy czasu. Łukasz pochłania książki, a ja znajduję sobie najprzeróżniejsze "dziewczynkowe" zajęcia. I tak ostatnio zabrałyśmy się z Ottawką za renowację mebli. A dokładnie naszych starych puf. Wybrałyśmy odpowiedni materiał, wyrzuciłyśmy chłopaków na męskie spotkania i zabrałyśmy się do dzieła. Ale tym się pochwalę jak już skończymy :) Oczywiście na pufach nasze plany się nie kończą. Następny w kolejności jest Ottawkowy wieszak. Zobaczymy co nam z tego wyjdzie ;)

Oprócz wszystkich zimowo - jesiennych domowych zajęć, bardzo dużo czasu spędzamy poza domem. W weekend byliśmy w Jaśle, żeby trochę pomęczyć rodziców. Przy okazji udało mi się złożyć wnioski o wymianę wszystkich możliwych dokumentów, odwiedzić moją ulubioną panią fryzjerkę, zwiedzić nową jasielską galerię oraz pójść z mamą na zakupy. W ten sposób stałam się właścicielką brązowej kurteczki i czerwonych kolczyków :D Oprócz tego wszystkiego uszyłyśmy też z mamą nowe pomarańczowych zasłony, które Łukasz już zawiesił w kuchni. No i muszę przyznać, że dzięki nim nasza kuchenna "wybuchnięta pomarańcza" jest jeszcze bardziej pomarańczowa :)

Wczorajszy wieczór był natomiast wieczorem kulinarnych szaleństw u Ottawki i Mateusza - temat: kuchnia blisko i dalekowschodnia. A dokładnie sushi i falafel. Nad wytwarzaniem tego ostatniego kontrolę sprawował Radek - brat Mateusza - umiejący czytać pismo "dżdżownicowe" student arabistyki. Nie zabrakło również Pikusia, który chciał zjeść Joannę. Na szczęście Pikuś po interwencji Patrycji stwierdził, że ograniczy się do szczekania - a słychać go było pewnie na drugim końcu Krakowa - więc udało nam się dokończyć wspaniałego dzieła, które następnie w zastraszającym tempie zniknęło z talerzy :)


A dzisiaj odwiedzili nas Jurek, Asia i Michał, a ponieważ kulinarne szaleństwa nie skończyły się na wczorajszym sushi, musieli zjeść z nami obiad ;)

Na razie więc mimo zbliżającej się zimy nuda nam nie zagraża zwłaszcza, że w przyszłym tygodniu czeka nas następna część remontu, a towarzyskich zobowiązań również nie wolno zaniedbywać ;)