niedziela, 27 września 2009

Zawrat - Świnica

W sobotę znów skorzystaliśmy ze świetnej pogody i pojechaliśmy w góry. Mieliśmy iść w Tatry Zachodnie, ale ze względu na krótki dzień i długie trasy zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy iść w Tatry Wysokie, gdzie można znaleźć trasy nieco krótsze.

Poszliśmy na Zawrat od strony Hali Gąsienicowej, a dokładnie Czarnego Stawu ze świadomością, iż jest to szlak trudny i że to podejście na Zawrat jest bez porównania trudniejsze od podejścia od strony 5 Stawów, które nie ma żadnych trudności technicznych. Początkowo podejście pod Zawrat jest łatwe, aż do pierwszych łańcuchów, gdzie zaczyna się mniej więcej100-metrowe podejście po skale ubezpieczone w całości łańcuchami i klamrami. Zdecydowanie ten odcinek powinien być jednokierunkowy - w górę - ze względu na zatory tworzące się przy trudniejszych miejscach. Z Zawratu ruszyliśmy w kierunku Świnicy ze świadomością licznych ekspozycji, które tam występują. Szlak ten okazał się dużo ciekawszy, ale też trudniejszy od szlaku na Zawrat, głównie ze względu na jego długość oraz liczne ekspozycje, dzięki którym można było podziwiać wspaniałe widoki.

Również ten odcinek powinien być jednokierunkowy i także pod górę, a to z dwóch powodów. Po pierwsze tworzą się zatory na szlaku (przy kilkunastometrowym kominku czekaliśmy 20 minut na wejście), po drugie byliśmy świadkami chamskiego pchania się w miejscach niebezpiecznych (komuś się bardzo spieszyło na górę). Jeżeli chodzi o zejście do Świnickiej Przełęczy to jest ono już łatwiejsze i bez większych przepaści.

Wnioski z wycieczki - nigdy więcej na Świnicę. Dlaczego? Ze względu na tłok, jakiego jeszcze nie widzieliśmy na tego typu górze. Ponadto część osób, które tam szły w ogóle nie powinny się tam znaleźć (tzw. "turyści" wieżdżający kolejką na Kasprowy) i sprawiają, że robi się niebezpiecznie, bo jak któryś spadnie to leci na innych. Widzieliśmy dużo osób, które przed Zawratem i przed Świnicą widząc szlak mieli przerażenie w oczach i mówili, że oni tam nie wejdą, że po co ja tu wszedłem i co ja tu robię i w ten deseń. Więc po kiego grzyba tam jednak wchodzili? Byliśmy świadkami skrajnie nieodpowiedzialnych zachowań - czyli pchania się na szlaku w miejscach niebezpiecznych, gdzie nie powinny się mijać dwie osoby (jedna kobieta dosłownie powiedziała, że jej się spieszy :) ). Widzieliśmy tatusia, którego dzieci wyciągnęły w góry i który przed podejściem na Zawrat był już mocno zmęczony, a jak zobaczył wejście po ścianie, to powiedział, że on wraca z powrotem, a jednak wyszedł aż na Świnicę. Widzieliśmy wreszcie dziewczynę, która najwyraźniej potraktowała Tatry, jako lek na akrofobie. Mianowicie wyszła na Świnicką Przełęcz i musiała siedzieć przez długi czas, bo kręciło jej się w głowie - miała autentyczny lęk wysokości! Panicznie bała się wstać, a jak już wstała, to ledwo co szła, cała się trzęsła i jakiś obcy gość ją prowadził za rękę w kierunku Kasprowego, bo sama nie dała by rady. Dziwić się, że tyle wypadków w górach. Generalnie szkoda, że akcje TOPR są darmowe i że nie ma ubezpieczenia górskiego, takiego jak na Słowacji, bo może po jakimś czasie część osób zastanowiła by się gdzie idzie.
Podsumowując - szlak trudny - na pewno dla osób z dobrą kondycją (zwłaszcza jak się wchodzi od strony Hali Gąsienicowej) oraz oswojonych z dużymi ekspozycjami i wspinaczką po skałach. Na pewno nie dla tatusiów, których ciągną dzieci, dresów w adidaskach i ich panienek w cieniutkich bucikach, ludziom, którym się generalnie spieszy i tym którzy już nie mogą, a jeszcze dobrze nie zaczęli. I jeszcze jedno - widoki ze Szpiglasowego, czy z Koziego Wierchu ciekawsze niż ze Świnicy.
A oto zdjęcia z naszej wycieczki:


niedziela, 20 września 2009

Szpiglasowy Wierch

Po powrocie z Chorwacji czekaliśmy cały miesiąc na dobrą pogodę w weekend i wreszcie się doczekaliśmy. Przedostatni dzień lata był rewelacyjny (podobnież jak i ostatni). Jako, że dzisiaj wypadła nasza pierwsza rocznica ślubu postanowiliśmy ten weekend spędzić miło i przyjemnie. Tak nawiasem mówiąc, to pogoda dokładnie rok temu była zgoła odmienna od dzisiejszej. Początkowo mieliśmy iść z Doliny Pięciu Stawów na Przełęcz Krzyżne, a potem na Halę Gąsienicową, jednak po dotarciu pod Wielki Staw w czasie dwa razy krótszym niż wg znaków, postanowiłem, że wejdziemy jednak na Szpiglasowy Wierch. Na szczyt dotarliśmy w 4 godziny licząc od Palenicy, w tym pół godzinny postój przy Wielkim Stawie. Generalnie całą trasę zrobiliśmy w 6h20m, w tym w sumie ponad godzinę postojów (na górze byliśmy 40 minut), także szliśmy de facto około 5h. Wg znaków powinniśmy tą trasę przejść w 9 godzin :) I wcale nie szliśmy aż tak szybko, jak Ania twierdzi :) Podsumowując trasa jest dużo prostsza technicznie od Kościelca (przy założeniu, że pod Szpiglasową Przełęczą nie ma śniegu, który leży tam podobno do późnego lata), natomiast samo podejście jest mniej męczące niż np. podejście na Granaty, czy Kozi Wierch. Natomiast widoki są po prostu rewelacyjne - chyba najlepsza panorama jaką do tej pory widziałem w Tatrach. No i oczywiście Tatry jesienią - nic dodać nic ująć :)

A tutaj są nasze zdjęcia z wycieczki: