niedziela, 18 stycznia 2009

Białe szaleństwo!

W sobotę oficjalnie rozpoczęłam sezon narciarski. Ja - ponieważ mój małżonek nie dał się jeszcze namówić na zimowe szaleństwo (cały czas nad tym pracuję więc myślę, że w końcu mi się uda go przekonać, że narty są fajne ;) ). Tak więc na weekend wybraliśmy się do Jasła. Podczas gdy Łukasz z mamą nadrabiali zaległości w lekturach i chodzeniu po sklepach, tata i ja wybraliśmy się do Białki żeby trochę poszaleć na śniegu. Na szczęście nie musieliśmy się wybierać samochodem - bo to jednak spora odległość a po całym dniu na nartach ciężko się wraca taki szmat drogi. Wyjazd był zorganizowany przez szkołę taty. Z taką ilością nauczycieli nie miałam do czynienia od czasu szkoły średniej :P Jednak ponieważ moja edukacja już się zakończyła, tak liczne grono pedagogiczne nie było w stanie mnie wystraszyć i odwieść od planu wyjazdu i szaleństw do upadłego. Wcześniej nie byłam w Kotelnicy Białczańskiej i muszę powiedzieć, że od razu mi się tam spodobało. Narciarze (oraz snowboardziści) mają do dyspozycji kilka wyciągów i tras zjazdowych o różnych stopniach trudności - od najprostszych, na których mogą swobodnie ćwiczyć początkujący amatorzy sportów zimowych, po trasy wymagające większych umiejętności. Nawet najlepsi zawodnicy znajdą tutaj coś dla siebie - jest to jeden z nielicznych ośrodków posiadających trasę FIS. Oprócz bardzo dobrze przygotowanych tras zjazdowych warto zwrócić również uwagę, na wspaniałe widoki - można stąd podziwiać Tatry w całej okazałości.
Muszę powiedzieć, że pogoda udała się nam wspaniała - słoneczko, bez wiatru, lekki mróz - więc praktycznie nie schodziliśmy ze stoku, robiąc tylko niewielkie przerwy na podziwianie okolicy no i na kawę z oscypkiem z grila... mnaaaaaaam :D
Droga powrotna minęła nam bardzo szybko - wszyscy mieli dobre humory po wspaniale spędzonym dniu, więc rozmowom o różnych narciarskich przypadkach i wypadkach nie było końca. No i oczywiście w końcu po zejściu ze stoku można było popróbować różnych smakołyków przywiezionych w celu ochrony przed zimnem ;) A w domu czekał na nas pyszny obiad i ciepła herbata. No i mój prywatny masażysta, który zaopiekował się swoją biedną żoną z bolącymi nogami :D
Tak więc wszystkim, którzy będą mieć okazję wybrania się do Kotelnicy Białczańskiej bardzo ten ośrodek polecam. Mam nadzięję, że nawet mój mąż da się w końcu przekonać. A jak nie to kupię mu sanki... albo jabłuszko i już ;)


Brak komentarzy: