wtorek, 19 października 2010

Cud, a jednak nie cud?

Jesień. Za oknem szaro buro i ponuro. Nie ma jak ciepła herbata i radio z jakąś „ciepłą” muzyką tak, żeby dało się przetrwać dzień do wyjścia z pracy. Właśnie taką taktykę przyjęłam dzisiaj. Radio ma jednak to do siebie, że od czasu do czasu – średnio raz na godzinę - prezentuje najnowsze wiadomości z kraju i ze świata. Jakież było moje zdumienie, kiedy usłyszałam, o liście biskupów do parlamentarzystów, w którym przestrzegali przed zgubnymi skutkami invitro. Nie żebym nie znała stanowiska kościoła w tej kwestii, jednak sposób, w jaki usiłuje on przeforsować „jedynie słuszne” wydawać by się mogło poglądy po prostu mnie przeraził.

Po pierwsze, dlatego że Polska nie jest państwem wyznaniowym. Jeżeli medycyna stwarza możliwość pomocy parom, które z różnych względów nie mogą mieć dzieci w sposób naturalny, państwo powinno dać możliwość korzystania z tej pomocy wszystkim – nie tylko zamożnym, których stać na wykonanie zabiegu na własną rękę. Po drugie uważam za niedopuszczalne stwierdzenie, iż dzieci urodzone w wyniku invitro są „gorsze” niż dzieci poczęte metodą naturalną. Wcześniaki, wady genetyczne, powikłania poporodowe zdarzają się również wśród dzieci poczętych naturalnie. Zastanawia mnie też, czy biskupi pisząc swój list wzięli pod uwagę, że za pomocą metody sztucznego zapłodnienia przyszło na świat ponad milion dzieci – ile w Polsce nie wiadomo dokładnie, nie zmienia to jednak faktu, że część z nich jest już na tyle dorosła i świadoma, że może po przeczytaniu tego listu poczuć się ludźmi „gorszej kategorii” – czy aby na pewno tego uczy Chrystus mówiąc „Miłuj bliźniego swego…”. Czy dostojnicy kościelni wzięli pod uwagę pisząc to, co napisali, że tym samym piętnują ludzi, którzy decydują się na taką właśnie metodę walki o własne dziecko? Czy któryś z nich zastanowił się nad tym, czym naprawdę jest problem bezpłodności? Czy osoby potępiające tę metodę jako niemoralną zastanawiają się ile musi przejść para zanim faktycznie do takiego zabiegu dojdzie? Miesiące a czasem lata starań, leczenie (bo przecież nikt nie kwalifikuje do zabiegu ot tak, bo ktoś ma kaprys) no i przede wszystkim obciążenie psychiczne. Jak czuje się mężczyzna, który słyszy, że niestety dzieci to on miał nie będzie? Jak czuje się para, która co chwilę od rodziny i znajomych słyszy „Zróbcie sobie dzidziusia” (pomijam złośliwe komentarze w stylu „Co nie możecie?”, mówię raczej o tych nieświadomych, bo przecież mało kto pomyśli, że może oni się jednak o to dziecko starają – warto wziąć pod uwagę, że bezpłodność nie jest problemem, o którym chciało by się informować wszystkich wokół). Moim zdaniem determinacja, która pozwala przetrwać i pokonać te wszystkie przeciwności nie zasługuje na publiczne napiętnowanie i to ze strony osób, które nigdy nie miały do czynienia z takimi problemami. Łatwo jest krytykować – ciężej samemu być w takie sytuacji.

Nie odbieram kościołowi prawa do głoszenia własnej opinii w tej kwestii, jednak uważam, iż po to Bóg dał ludziom sumienie i wolną wolę, żeby o pewnych rzeczach mogli rozstrzygnąć sami. Osoby wierzące, które nie będą chciały z tej metody skorzystać na pewno z niej nie skorzystają – nic na siłę – jednak nie każmy wszystkim podporządkowywać się wyznawanym przez nas wartościom. Może kościół zamiast straszyć „wykluczeniem ze wspólnoty wierzących” ludzi, którzy otwarcie przedstawią swoje poglądy i zajmować się dziećmi, których jeszcze nie ma (a których przyjście na świat wbrew temu, co zdają się sugerować niektórzy hierarchowie jest najważniejszym i najbardziej oczekiwanym zdarzeniem w życiu rodziny) powinien pomyśleć o dzieciach które już są, a rodzony w których przyszły na świat nie są w stanie zapewnić im godnych warunków życia, ani nawet minimum miłości (której oczekiwanym czasem przez lata dzieciom „z próbówki” zapewne nie braknie – choć wiadomo różnie w życiu bywa więc nie ma co generalizować).Czy naprawdę o to chodzi żeby mówić „rozmnażajcie się” ludziom, którzy w naturalny sposób są w stanie mieć nawet dziesięcioro dzieci i żadnemu z nich nie zapewnić godnych warunków życia, a problem dostrzec dopiero wtedy gdy dojdzie do tragedii. Dlaczego odmawiać prawa do posiadania potomstwa ludziom, dla których narodziny dziecka będą prawdziwym cudem?

Każdy ma pewnie swój pogląd w tej kwestii. Ja jestem zbulwersowana sposobem, w jaki prowadzona jest dyskusja w tej jakże delikatnej sprawie.


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

u la la, ta wersja mi sie bardzo podoba... zmieniliscie skore...

Łukasz pisze...

Tak, staramy sie byc trendy, catchy, jazzy i groovy :)

Anonimowy pisze...

bardzo dobrze, to teraz napisz cos madrego.. albo przynajmniej cos zajmujacego..