poniedziałek, 26 listopada 2007

Jak za granicę to tylko do Pragi !

W weekend korzystając z zaproszenia Ani i Rafała, którzy pojechali na Erazmusa, wybraliśmy się z Ottawką i Mateuszem do Pragi. Miasto zostało założone ok 800 roku przez dynastię Przemyślidów, a w 1992 roku jego zabytkowe centrum zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Ania i Rafał oprowadzali nas po Starym Mieście wieczorem i trzeba przyznać, że od razu wszyscy zakochaliśmy się w Pradze. Brukowane uliczki, pięknie oświetlone zabytkowe kościoły i kolorowe barokowe - a często nawet średniowieczne - kamienice, malutkie kawiarenki - wszystko to sprawia niesamowite wrażenie. Spacer zakończył się w jednej z niezliczonych knajpek gdzie przy prawdziwym czeskim piwie rozglądaliśmy się za obiecaną Przemkowi niespodzianką - niestety, mimo usilnych poszukiwań nic godnego nie wpadło nam w oko:P

Następnego dnia Rafał (Ania była na zajęciach) oprowadził nas po Malej Stranie i Hradczanach. Obejrzeliśmy Złotą Uliczkę z miniaturowymi domkami alchemików i złotników. Co ciekawe do lat 50 na Złotej Uliczce mieszkali ludzie - W domku nr 22 w 1917 pisał swoje dzieła Franz Kafka. Dopiero niedawno państwo odkupiło od właścicieli maleńkie kolorowe domki, w których powstały galerie, wystawy i oryginalne sklepiki. Po zachodniej stronie Uliczki stoi Biała Wieża, której dolna część służyła aż do połowy XVIII w. jako więzienie i katownia. To tutaj w XVI w. więziony był angielski alchemik i szarlatan Edward Kelley. Trzeba przyznać, że inwencja katów i oprawców była ogromna...

Następnie obejrzeliśmy Bazylika św. Jerzego wybudowaną na Hradczanach w 1142 r. Najważniejszymi zabytkami znajdującymi się na terenie bazyliki jest grobowiec Wratysława I, czeskiego księcia z lat 915-921 oraz płyta nagrobna, prawdopodobnie księcia czeskiego Bolesława II Pobożnego.
Niezliczonych zabytków Pragi nie sposób obejrzeć w tak krótkim czasie, dlatego wspomnę tylko o zamku królewskim (założony w IX wieku), budowanej przez 600 lat późnogotyckiej katedrze św. Wita, Moście Karola, Josefovie i praskich Synagogach.
Tak więc wszystkim, którzy zastanawiają się nad "jakąkolwiek" wycieczką "dokądkolwiek" bardzo polecam Pragę!
Po całym dniu zwiedzania i spacerów po mieście zjedliśmy pyszne czeskie knedliki w restauracji o typowo czeskiej nazwie Bastylia :P Następnie tramwajem objeżdżającym całą Pragę dostaliśmy się do akademika Ani i Rafała. Trzeba przyznać, że obsługa akademików chyba na całym świecie jest podobna - w każdym razie na pewno pod tym względem Czechy i Polska mają wiele wspólnego. Nie zrażając się jednak nieuprzejmością pani portierki sprzedającej "bagety" czyli podstawowy pokarm Rafała, wieczór spędziliśmy w wyśmienitych humorach. Spróbowaliśmy napoju międzywojennych artystów - absyntu. Tutaj muszę zdementować wszelkie pogłoski na temat tego trunku - wprawdzie jest mocny, ale żadnych "zjaw" po nim zobaczyć się nie da - no chyba poza "nimfą" na etykietce:P Obejrzeliśmy "władców Much" - szczegół niby nieistotny dla całej wycieczki ale jakże ważny! Mateuszowi i Łukaszowi tak bardzo spodobał się Bramborowy Potwór z którym walczyli Czesio i Maślana, że przez całą drogę powrotną o niczym innym oprócz bramborów nie potrafili rozmawiać, a zdanie "Jo sem welki bramborowy potwor! Jo sem monstrualny brambor!" pobiło wszelkie rekordy popularności i nawet dzisiaj jest bardzo często powtarzane przez Łukasza:P
Wieczornym rozmowom o grach - i graczach;), filmach, psychice zawodowych morderców i psychologii w ogóle, ślubach oraz wszystkim co z tym związane, o tym dlaczego Rafał został Rafakiem i wielu, wielu innym opowieściom nie było końca;)
Aż żal było na drugi dzień wracać do domu, ale niestety nieubłaganie nastała godzina 14 i trzeba było wsiąść do pociągu:( Teraz już wszyscy rozumiemy dlaczego Erazmusi po powrocie przechodzą antydepresyjne terapie:P A Ani i Rafałowi bardzo dziękujemy za zaproszenie!


A tutaj są nasze zdjęcia :)




sobota, 17 listopada 2007

No i znowu o zimie:P

No to mamy DJ'a na nasze wesele:) Umowę podpisywaliśmy w MedBarze, gdzie nasz DJ prowadził cotygodniowe czwartkowe karaoke, dlatego tego wieczoru nie zabrakło wrażeń. Popisom wokalnym Łukasza i Mateusza nie było końca, a po odśpiewaniu "Ogórka" przyszła kolej na "Żałuję" Eweliny Flinty. No cóż po takim wstępie, później mogła już być tylko "Dumka na dwa serca" Edyty Górniak i Mietka Szcześniaka, ale nawet z tym chłopcy poradzili sobie wyśmienicie i zostali okrzyknięci "najnowszym odkryciem polskiej sceny muzycznej". My z Ottawką tylko żałowałyśmy, że nie mamy kamery... no ale cóż - mam nadziej, że nie było to ostatnie karaoke w naszym wykonaniu:)
Po wyjściu z klubu natomiast miała miejsce największa bitwa śnieżna jaką widziała ulica Szewska, w całej swej długiej historii:P Wynik trudno określić - dlatego potrzebne będzie jakieś rozstrzygające starcie:P Może wtedy uda się ulepić na rynku wielkiego bałwana?;)

No i proszę znowu mi wyszedł zimowy wpis:P Może następnym razem będzie lepiej;)

niedziela, 11 listopada 2007

Zima, zima, zima.... :D

W Krakowie spadł śnieg! Cały dzień sypało, więc wieczorem wybraliśmy się na spacer do parku i na Błonia żeby zobaczyć piękny zimowy krajobraz.
No i proszę po drodze zdążyliśmy ulepić bałwana (a nawet dwa!), a mnie udało się wygrać śnieżną bitwę z Łukaszem:D Tylko plan zjeżdżania z górki się nie udał ponieważ nie mieliśmy sanek- ale podobno w piwnicy są więc będzie można to nadrobić jutro;)
A jeżeli jeszcze przez parę dni tak popada to niedługo będzie można wyciągać narty:D W końcu najwyższy czas, żeby Łukasz zaprezentował swoje umiejętności narciarskie - albo jak sam twierdzi "umiejętność zjeżdżania z górki na jabłuszku - albo sankach";)

A tutaj są pozostałe zdjęcia:)


sobota, 10 listopada 2007

Czego dowiedzieliśmy się przez ostatnie 2 tygodnie?

- Brat to obelga, ale tylko w ustach kogoś kto wygrał wybory. Wszyscy inni, łącznie z samym bratem mogą się ową obelgą raczyć ile wlezie - wtedy nikt się nie obraża. Wiem również, że polityczna kurtuazja nie koniecznie dotyczy wszystkich, a może po prostu nie każdy umie się zachować - w niektórych drzemie mocno wpojony partykularyzm.

- Przepis Oktawii na lasagne szpinakowo - brokułową. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie przetestuję na Ani :)

- Kto będzie dj-em na naszym ślubie, ale o tym, jak podpiszemy umowę w tym tygodniu. W każdym razie z naszej strony podziękowania dla Rafała i Ani za kontakt i rekomendację, która okazała się słuszna - gość jest profesjonalistą.

- "No limits" faktycznie oznacza no limits, no chyba, że limits to całkowite zdjęcie z siebie kostiumu kąpielowego na imprezie w rytm muzyki dance, bądź przeznaczenie także dolnej części swojego ciała pod "arkusz" do rysowania, malowania, maziania klejem w sztyfcie i bóg wie, czego jeszcze :P Można by było jeszcze kilka tych limits znaleźć, ale to tylko takie subtelne uwagi, które przy całej zabawie nie mają znaczenia. So no limits for heretyk! :) Jesteś moim imprezowym mistrzem - narazie nikt Cię jeszcze nie przebił i myślę, że długo jeszcze nie przebije :P

- Nauki przedmałżeńskie nie są aż takie straszne, jak sobie to wyobrażałem wcześniej, przynajmniej u Dominikanów. Choć niczego nowego się nie dowiedziałem, to przynajmniej usłyszałem kilka niezłych dowcipów i anegdotek ze spotkań z maturzystami. Mam nadzieję, że kolejne 3 spotkania również nie będą się opierały na indoktrynacji, której tak bardzo się obawiałem.

- Dobry fotograf nie pracuje w studio, a jeśli pracuje, to nie przykłada się do swojej pracy. Dobry fotograf to artysta, a artysta powinien być wolny, a nie ograniczony studyjnymi ramami. Dlatego właśnie nie bierzemy fotografa ze studio, zresztą empirycznie przekonaliśmy się, że faktycznie nie przykładają się do pracy.

- Niestety dobry fotograf ma już zlecenie... Ale właśnie jesteśmy w trakcie załatwienia innego 'dobrego'.

- 60 złotych - tyle dokładnie musi mieć para, by mogła zostać nieinwazyjnie zindoktrynowana w sprawach pożycia małżeńskiego. Jednak Kościół to instytucja doskonała. Tak subtelnie i tak prawie niezauważalnie - pstryk 60zł, kolejna para - pstryk - kolejne 60zł, itd... Na sali było około 80 par. Interes się kręci.

- 100 butelek wódki to zdecydowanie za dużo przy 60 butelkach wina na wesele dla 100 osób. Tę informację z pierwszej ręki dostaliśmy dzisiaj od mojego wujka podczas odwiedzin. U nich zostało 38 butelek i to po wcześniejszym rozdaniu wielu butelek wychodzącym gościom.