niedziela, 30 marca 2008

magister + inżynier = magazynier

Piszemy... Od dwóch dni nieprzerwanie piszemy, a mimo to rezultatów prawie nie widać. Kolejne strony powstają powoli, a czasu coraz mniej. I w dodatku zaczyna się robić ciepło, a to nie sprzyja spędzaniu czasu przy komputerze. Chyba będziemy musieli wprowadzić jakieś ograniczenie na jedzenie i spanie albo naciągnąć trochę dobę - tak żeby miała ze 30 godzin... przynajmniej:| No ale na razie wpadliśmy w wir pracy, więc pracujemy ile się da - w końcu taki zapał nie często się zdarza więc trzeba go wykorzystać póki jest;) No i może się uda zostać magistrem w czerwcu:) W końcu nie byłoby miło prosto z wesela biec na obronę - no i kto wie jak by ona wtedy wyglądała;) Tak czy inaczej, TRZEBA PISAć - godzina zero coraz bliżej!;)

A tak w ogóle, to chciałabym przypomnieć, że nadal czekam na chętnych do wykonania za nas projektu z unifikacji termów! Przypominam, że termin się zbliża - po co pisać to tak w ostatniej chwili:P


niedziela, 23 marca 2008

Święta...:)

Życzymy Wam zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych, pełnych radosnej nadziei i odpoczynku od codziennych obowiązków. Na świątecznym stole samych pyszności, baaaardzo mokrego poniedziałku i dużo wiosennego słońca;)


czwartek, 20 marca 2008

My do domu a OCAML za nami :|

No to mamy kolejny weekend! W tym tygodniu trochę wcześniej niż normalnie, ponieważ jutro rano, a dokładnie o 6:30 mamy autobus do domu. Jakie to przyjemne uczucie wiedzieć, że przez najbliższych kilka dni będzie można się tylko opychać pysznościami i leniuchować. Zwłaszcza, że złożyłam zamówienie na wszystkie przyszności jakie tylko udało się nam wymyślić, a mama obiecała, że wszystkie zamówienia zostaną zrealizowane:)
Tak więc dzisiaj się pakujemy - to znaczy ja wrzucam do walizy co mi się przypomni, a Łukasz się ze mnie śmieje i twierdzi, że spakuje się w pięć minut. No zobaczymy - z reguły kończy się to tak, że przed samym wyjściem trzeba jeszcze podlać kwiatki, pójść do banku, zapłacić rachunki i generalnie zrobić wszystko co można było zrobić wcześniej żeby przed samym wyjazdem nie biegać i się nie denerwować:P Eh mam nadzieję, że jednak uda nam się zdążyć no i oczywiście, że wstaniemy:P
Oprócz zwykłego pakowania, trzeba jeszcze zaopatrzyć się w materiały, bo lenistwo lenistwem ale przydało by się jednak trochę popracować nad magisterką. Zwłaszcza, że po dzisiejszej wizycie u naszych promotorów mamy masę nowych informacji i wytycznych, a co za tym idzie dużo pracy... Jakby jednak tego było nam za mało poznaliśmy dzisiaj temat pierwszego z czterech projektów z "Metod Formalnych w Informatyce". "Unifikacja termów" oczywiście do napisania w OCAML'u - banalnie proste, niewymagające i jakże interesujące...:| Jeżeli ktoś choć przez chwilę tak pomyślał niech koniecznie się do mnie zgłosi - chętnie udostępnie ten projekt do napisania:P Tylko uwaga! ostateczny termin oddania projektu upływa 4 kwietnia, więc żadnych późniejszych zgłoszeń nie uwzględnię- od razu uprzedzam :P
Eh ciężkie jest życie studenta piątego roku... Zwłaszcza gdy trafi mu się tak bezcelowy, do niczego nieprzydatny i nieinteresujący temat jak wszelkiego typu algebry, monoidy, kraty i inne takie - wiem, że wielu matematyków się ze mną nie zgodzi, ale bądź co bądź my matematykami nie jesteśmy i nigdy nie chcieliśmy być. Jedyne co nam więc pozostaje to dalsze zastanawianie się PO CO NAM TO?! i nadzieja, że jednak nie będziemy musieli tego robić...

Na razie jednak cieszymy się z nadchodzących Świąt, pierwszych oznak wiosny i tych kilku dni wolnego, które będziemy mogli spędzić w domu - czego wszystkim serdecznie życzymy;)

wtorek, 18 marca 2008

Lu :)

No i kolejny tydzień się rozpoczął. A muszę przyznać, że poprzedni zakończył się wesoło. W weekend byliśmy w Lubomierzu, gdzie zostaliśmy zaproszeni przez Anię. Wprawdzie początkowo postanowiliśmy nie jechać i popracować trochę nad naszymi magisterkami, ale jako że prawie cała sobota zeszła mi na wiosennych porządkach(teraz całe mieszkanie już lśni i błyszczy;), a Łukaszowi na przygotowywaniu pysznego obiadu na nadchodzący tydzień okazało się, że kolo 16 byliśmy już tak zmęczeni, że piękny plan pracy poszedł w niepamięć i zaczęliśmy się zastanawiać kogo by tu pomęczyć i wyciągnąć na coś dobrego;) I właśnie wtedy zadzwonił Tomek z informacją, że wybiera się do Lubomierza i za godzinę może po nas przyjechać. 15 minut wystarczyło na spakowanie wszystkich niezbędnych rzeczy i byliśmy gotowi:) Niestety Łukasz i Tomek nie dogadali się i zabraliśmy tylko jeden śpiwór -Łukasz myślał, iż Tomek kierując się głęboką troską o niego przypomina mu o zabraniu śpiworka. Niestety Tomek mówił o śpiworku dla siebie:P Ech chłopaki:P A noc była naprawdę zimna! Jednak dzięki pewnym sprawdzonym sposobom, przytulaniu oraz rozpalonemu na kominku ogniowi, udało się jakoś przetrwać te ciężkie chwile. Tak więc wieczór upłynął nam bardzo miło i bardzo szybko, a gra w "Pictionary" po raz kolejny okazała się niezastąpiona:) W niedzielę można było już tylko "broić", w czym niekwestionowanym mistrzem był Maciek:P Tak więc wyjazd można zaliczyć do udanych, a jako że był to mój pierwszy "wypad do Lu" muszę powiedzieć, że okolica jest piękna, cicha i spokojna - idealna do wypoczynku i lenistwa:)


Ha i oczywiście nie mogę nas nie pochwalić! W piątek rozegraliśmy pierwszy rewanż w bilarda z Jurkami i tym razem było 2:4, więc o całe 2 lepiej niż ostatnio:P A przy następnym rewanżu będzie jeszcze lepiej i w końcu kiedyś wygramy;P Na razie "rispekt" dla mistrzów;)

wtorek, 11 marca 2008

Rumba, Samba, Tango, Walc czyli znowu na parkiecie! :)

A jednak! W końcu mi się udało! Mogę odkurzyć moje buty do tańca! W zeszłym tygodniu zapisaliśmy się z Łukaszem na kurs. I to od razu na piąty stopień! Wprawdzie Łukasz musi trochę nadrobić, ponieważ nasza nauka zakończyła się dwa lata temu na początku trzeciego stopnia, jednak wbrew temu co sam opowiada idzie mu całkiem dobrze:) Dzisiaj byliśmy na drugich zajęciach i potrafimy już zatańczyć prawie wszystkie układy - co wcale nie jest takie proste, biorąc pod uwagę, że powinniśmy się tego uczyć przez ostatnich pięć miesięcy:P Kolejne zajęcia we środę, a w sobotę praktis.
Praktis jest najprzyjemniejszą częścią całego kursu (przynajmniej dla mnie), ponieważ można samemu poćwiczyć to czego się nauczyło na zajęciach, albo coś więcej jeżeli ktoś coś więcej umie - czyli jednym słowem bezkarnie poszaleć na parkiecie;) tak więc w ostatnią sobotę poszliśmy poćwiczyć we trójkę - zabraliśmy ze sobą Jurka. Oboje trochę pomęczyliśmy Łukasza (Jurek pokazywał mu kroki a ja sprawdzałam czy dobrze je pamięta;), a w między czasie przypomnieliśmy sobie nasze stare układy. Jejku jak to było dawno! Z przyjemnością jednak stwierdziliśmy, że nie jest z nami tak źle i bardzo dużo pamiętamy:) Teraz nie pozostaje nam nic innego jak szkolić nasze drugie połówki i sprawić, żeby Łukasz i Asia też polubili nasze hobby;) No i miejmy nadzieję już niedługo będziemy tańczyć tak jak para ze zdjęcia. No bo w końcu wesele się zbliża i czas zacząć wybierać pierwszy taniec;)

A wszystkim zainteresowanym polecam naszą Szkołę Tańca .

niedziela, 9 marca 2008

Goździki i rajstopy czyli Dzień Kobiet ;)

Co roku ósmego marca my kobiety mamy swój dzień. Dzień Kobiet wielu osobom - mnie do niedawna także - kojarzy się z PRL'owskim świętem. Tradycyjne rajstopy i goździki wręczane w tym dniu kobietom stały się jednym z wielu symboli PRLu. Mało kto jednak wie, że Dzień Kobiet to stare święto - po raz pierwszy obchodzone w 1911 roku, dla upamiętnienia strajku 15 tysięcy kobiet, pracownic fabryki tekstylnej w Nowym Jorku.
Tak czy inaczej, zwyczajem stało się iż w tym dniu mężczyźni wręczają kobietom różnego rodzaju upominki lub kwiaty. Tak też było wczoraj. Po Krakowie spacerowali panowie z tulipanami, różami, żonkilami i innymi "upominkami" dla swoich kobiet, oraz obdarowane kwiatami panie.
Łukasz wczoraj też się postarał i z samego rana zaskoczył mnie ogromnym bukietem róż:) Nie muszę chyba pisać, że jak każda kobieta bardzo lubię dostawać kwiaty;) Przyznam jednak, że nie spodziewałam się takiej niespodzianki:) Bukiet jest przepiękny!


Sądząc po wczorajszych kolejkach w kwiaciarniach, wielu mężczyzn postanowiło zrobić miłą niespodziankę swoim paniom. Pamiętajcie tylko panowie, że bardzo miło poczuć się kobietą w świątecznym dniu, ale jeszcze milej czuć się nią na codzień. Więc strajcie się! :P Ja z radością muszę przyznać, ze Łukaszowi się udaje:D


piątek, 7 marca 2008

Internet Explorer - problem z inputem

Po raz kolejny IE mnie zaskoczył. To, że jest niezgodny z wszelkimi standardami to wiadomo nie od dziś. Że style różnią się w każdej przeglądarce - normalka. Jednak problem na jaki napotkałem nie udało mi się rozwiązac jedynie stylami. Chodzi o obrazek w tle inputu. Bardzo często spotykamy input z ikonką lupy (tradycyjny search), czy ikonką error itp. Rozwiązać to można nakładając na input odpowiednie style. Np. takie:

.inpSearch {
padding: 0px 0px 0px 20px;
background-image: url('icon_mini_search.gif');
background-position: 0% 50%;
background-repeat: no-repeat;
background-color: #ECECEC;
border-style: solid;
border-color: #484848;
border-width: 1px;
}


Oto efekt:

Wszystko pięknie, ładnie, dopóki nie otworzymy tego pod naszą ulubioną przeglądarką - IE :) Okazuje się, że po wpisaniu w inpucie ciągu znaków dłuższego od szerekości inputu - ikonka lupy zacznie poruszać się wraz z tekstem, aż w końcu zniknie. Cóż za wspaniała funkcjonalność! W każdym razie po godzinach googlania doszedłem do wniosku, że jedyne słuszne rozwiązanie, to wrzucić inputa do labela. Od początku mi się to nie podobało, bo chciałem to załatwić stylami, jednakże nie miałem już siły próbować kolejnych zaskakujących kombinacji styli pod IE i Mozillą (najlepsze co odkryłem - oczywiście pod IE - to że przy odpowiednim ułożeniu inputów i po nałożeniu na jeden z nich stylu height - ten nieoczekiwanie się rozszerza, tak jakbym dał width!).
A tak wygląda rozwiązanie, które działa pod Mozillą i pod IE: na label nakładamy te same style, co wcześniej na input, a na input dajemy to:

.inpSearch {
background-color: #ECECEC;
border-width: 0px;
}

I teraz już będzie w porządku także pod ulubionym IE:



A i jeszcze tak mi się przypomniało - żarcik informatyczny na koniec:
- Do czego służy nam Internet Explorer?
- Jest nam niezbędny do ściągnięcia odpowiedniej przeglądarki.

Niby żarcik - ale jaki prawdziwy ;)

środa, 5 marca 2008

Weekend :)

Ależ ten czas leci... Dopiero był piątek wieczorem i zaczynał się weekend a tu już wtorek i już drugi dzień ciężkiej pracy za nami. Weekend minął nam jednak bardzo miło i przyjemnie na różnego typu rozrywkach. Tak więc w piątek odwiedziliśmy Jurka i Asię i po całym wieczorze opowiadania najnowszych przeżyć i wrażeń minionego tygodnia, poszliśmy pograć w bilard. Niestety mimo, iż oboje z Łukaszem jesteśmy wspaniałymi bilardzistami, Jurki odniosły niekwestionowane zwycięstwo. No cóż trzeba będzie rozegrać jakiś rewanż;)

W ten sposób zaczęliśmy nadrabianie naszych zaległości towarzyskich i w związku z tym w sobotę odwiedziliśmy Michała i Gabrysię, którzy nakarmili nas pysznym obiadem i ogromnymi ilościami ciasta. Muszę wspomnieć, że w sobotę nad Krakowem szalała "Emma", więc Michał z Łukaszem co jakiś czas wyglądali przez okno aby oceniś siłę wiatru, a ponieważ przez większą część dnia "Orkan Emma" był raczej niewidoczny więc ku naszemu ogromnemu zdziwieniu zostałyśmy poinformowane, że na pewno jesteśmy w "oku cyklonu" i że jak tylko zacznie wiać, a ktoś nieopatrznie otworzy drzwi do domu, to "zostanie wyssany na zewnątrz na skutek różnicy ciśnień". Cóż, z tak fachową opinią obu panów nie sposób było się kłócić, więc przyjęłyśmy ją ze stoickim spokojem:) I tylko obie bardzo się zdziwiłyśmy gdy trzeba było już wracać, że mimo, iż na zewnątrz jednak trochę wieje, żadna różnica ciśnień nie wystąpiła;)
Po tak miło spędzonych dwóch dniach, niedzielę postanowiliśmy przeznaczyć na odpoczynek. Zrobiliśmy sobie dobry obiad i kawę i wtedy ku ogromnemu zdziwieniu odkryliśmy w sobie chęć do pracy. Postanowiliśmy ją więc skrzętnie wykorzystać i w ten sposób powstały kolejne kawałki naszych prac magisterskich. No cóż, takiej okazji jak niespodziewane pojawienie się chęci do robienia czegokolwiek związanego z pracą magisterską nie można zmarnować;)
W nagrodę, a także po to, żeby za bardzo się nie przepracować i nie zmęczyć (chęć do pracy, chęcią do pracy no ale w końcu niedziela to niedziela), postanowiliśmy pójść na spacer. No i proszę! Mimo, iż Jurek pojechał w sobotę na narty, mam niezbity dowód, że wiosna już blisko:


niedziela, 2 marca 2008

Miedwiediew

Prawdopodobnie dzisiaj zostanie prezydentem największego państwa na Ziemi. Jest to tak pewne, że jego sztab wyborczy obawia się zbyt dobrego wyniku. Twierdzą, że wynik powyżej 80% nie jest dobry, bo zaczęliby przypominać Turkmenistan albo Kazachstan. Obecnie Miedwiediew dostaje w przedwyborczych sondażach ok. 70% głosów, natomiast niektórzy gubernatorzy otrzymali z Kremla zadanie, aby zebrać dla niego najwyżej 65- 70%. Oficjalnie to kraj demokratyczny, natomiast nieoficjalnie to Kreml tak naprawdę wybiera sobie prezydenta i premiera, a społeczeństwo to po prostu akceptuje. Jeśli nie akceptuje, to wyniki są 'dopracowywane' w sztabach. Najlepszy przykład - grudniowe wybory do Dumy - wg. oficjalnych danych na Kaukazie głosowało 96-99% osób (sic!) i tyle też wynosiło poparcie dla partii Putina - Jedna Rosja. To już nawet nie jest próba mydlenia oczu ludziom - to raczej pokazanie, że demokracja to jest tylko w nazwie. W każdym razie po co to wszystko piszę - ano po to, że tą właśnie piękną i dojrzałą demokrację przejmie dzisiaj najprawdopodobniej Dmitrij Miedwiediew. I właściwie to głównie chodzi tu o jego nazwisko. Muszę przyznać, że przed przeczytaniem dosłownie jednego artykułu na jego temat myślałem, że nazywa się Miedwiedienko. Po prostu coś mi sie obiło kilka razy po uszach i jakoś tak to zapamiętałem. Ale jak się okazuje, w tej kwestii nic się nie różnię od kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Podczas debaty demokratów padło pytanie o następcę Putina. Obama nie raczył odpowiedzieć, natomiast Hillary Clinton rozwinęła bujnie temat i niczym przeciętny polski maturzysta zaczęła klasycznie lać wodę. Wreszcie na konkretne pytanie prowadzącego: a jak tak właściwie ma na imię ten człowiek? Odpowiedziała coś mamrocząc: "Mede, medved, medeve... Whatever". Czym wywołała szczery uśmiech widowni. Bo dla przeciętnych Amerykanów to jest zupełnie nieistotne, jak ma na imię najprawdopodobniejszy przyszły prezydent największego państwa na Ziemi. Szkoda tylko, że przyszła głowa państwa, które ma zasadniczy wpływ na życie nas wszystkich (ostatnia bessa na giełdach amerykańskich jest tego dowodem, ale i wojna w Iraku i mnóstwo innych rzeczy) wiedzę na temat polityki zagranicznej ma taką, jak student informatyki, który czasem, jak ma czas coś sobie na ten temat przeczyta. Ignorancja Amerykanów jest nieskończona... A oto wystąpienie Pani Clinton. Najlepsze od 22 sekundy:
http://www.youtube.com/watch?v=ysftUhulunw
A oto zabawne wykorzystanie całej sytuacji przez zwolenników Obamy:
http://www.youtube.com/watch?v=dLfBtPlkyng