W samych górach nie ma na razie problemu, Tatry to trudny teren i to Was skutecznie zatrzymuje. W pogoni za niusem docieracie co najwyżej do schronisk, dróg jezdnych czy szlaków. I tam Wasza obecność nam nie przeszkadza, przecież nie mamy nic do ukrycia.
Inaczej to wygląda na dole, w stacji centralnej TOPR, Wasza dociekliwość przeszkadza, i to najbardziej wtedy, kiedy liczy się każda sekunda - gdy zejdzie lawina. Nie pomagają nasze wzajemne ustalenia dotyczące kontaktów, specjalne numery, informacje SMSowe. Jeśli chodzi o grupę dziennikarzy pochodzących z terenu działania TOPRu, to jeszcze nie jest najgorzej - wiedzą oni co się będzie działo, nie zadają zbędnych pytań. Niestety nie jest już tak różowo z tzw. "resztą świata", z dziennikarzami z głębi Polski, którzy za wszelką cenę starają się "coś więcej" dowiedzieć, nie zdając sobie zapewne sprawy, że zabierają cenny czas człowiekowi zasypanemu przez lawinę, który właśnie walczy o każdy oddech.
Posłużę się tutaj przykładem ostatniej lawiny z 31.12.2008 roku, kiedy to, jako ratownik dyżurnyw trakcie najważniejszych 15 pierwszych minut akcji musiałem odebrać 16 telefonów dziennikarskich, tracąc ponad trzy minuty czasu na samą prośbę, o ponowne telefony dopiero za godzinę. Niestety parę numerów się powtarzało - czyli do paru dziennikarzy nie dotarła moja wyraźna prośba... Telefony dziennikarskie na numery alarmowe TOPRu skutecznie uniemożliwiają nam sprawną organizację akcji ratunkowej.
Marcin Józefowicz"
2 komentarze:
Zadaniem dziennikarza jest przekazanie rzetelnej informacji jak najszybciej.
W przypadku kataklizmu, w każdym cywilizowanym kraju jest numer pod który można dzwonić 24 h na dobę żeby dowiedzieć się co się dzieje, ile jest ofiar i w jaki sposób można pomóc.
Nie wrzucajcie wszystkich dziennikarzy do jednego worka.
To tylko przykład nagięcia pewnej etyki, a po za tym istnieje napewno wór, do którego możnaby zakwalifikować takich właśnie dziennikarzy. Wiadomo, że nie wszystkich :)
Prześlij komentarz